Czy kary za wykroczenia przeciwko środowisku są niezbędne?

platikowe korki od butelki w paczce na śmietniku

Dbałość o środowisko to niestety nie jest coś, z czym się rodzimy i musimy to w sobie wykształcić tak, jak kształcimy umiejętności społeczne. Jednym wystarczy mądre słowo… innych uczą kary. Znamy to z innych dziedzin życia. Czy kary więc są uzasadnione i w przypadku niedbania o środowisko? 

Traktowanie środowiska jak śmietnika bywa dochodowym, choć nielegalnym biznesem i nic dziwnego, że administracja państwowa walczy z nim na wiele sposobów. Ostatnia odsłona to propozycja zwiększenia kar za wykroczenia i przestępstwa przeciw środowisku.

To dobrze, że dbamy o środowisko i nie ma co wyobrażać sobie, że obędzie się bez kar (i to dotkliwych!). Jednak to też dobra okazja, żeby zadać sobie pytanie: na ile nieuprawnione działania w gospodarce odpadowej wynikają z chęci dorobienia się kosztem innych, a na ile z… niewydolności ustroju odpadowego w Polsce?

Jedni narzekają na braki odpadów… inni upychają, gdzie popadnie – dlaczego?

Jak to się dzieje, że jedni odbiorcy odpadów narzekają, że… odpadów brakuje, podczas gdy inni korzystają z tego, że ilość odpadów przekracza możliwości ich legalnego przetworzenia… i tworzą nielegalne składowiska?

Być może część problemu tkwi w tym, że na odpady patrzymy w sposób już mocno anachroniczny – myślimy o nich jako o groźnej substancji, którą trzeba kontrolować na każdym kroku… I w końcu staramy się kontrolować je bardziej, niż realnie możemy, a w rezultacie w systemie robią tworzą się luki.

Odpad to surowiec, który nie znalazł jeszcze kupca

A gdybyśmy tak o odpadach myśleli inaczej? Ot, choćby jak o surowcach, które jeszcze nie znalazły kupca? Wówczas ewolucja przepisów szłaby w kierunku „OK, to co możemy dziś zrobić, żeby ułatwić rynkowi przetwarzanie odpadów”… zamiast obecnego „OK, to co możemy jeszcze zrobić, żeby przykręcić kurek”.

Dopóki myślimy o odpadach w anachroniczny sposób, dopóty normalne będzie, że przedsiębiorca niby z jednej strony dostaje zielone światło na przetwarzanie odpadów, ale z drugiej strony dostaje też potwornie zawiły i długi proces decyzyjny i niejasne reguły kontroli bieżącej.

Efekt jest taki, że na niektóre decyzje czeka się po 3 lata i więcej, odpadów przybywa, luka infrastrukturalna rośnie… Szara strefa odpadowa pojawia się więc jako naturalna odpowiedź rynku – tam gdzie jest popyt, podaż się znajdzie się sama.

Jak się okazuje, często popyt na odbiór odpadów, nawet nielegalny, to właśnie efekt długich procedur administracyjnych. Czy musi takie być?

Jeśli pozwolę przedsiębiorcy działać, to na pewno będzie oszukiwał, więc muszę mu wyprzedzająco przeszkodzić

Jeśli kiedyś miałaś lub miałeś do czynienia ze sprawami odpadowymi, to na pewno znane Ci jest to niepartnerskie podejście ze strony aparatu państwowego. Szkoda, że jest ono nadal dość rozpowszechnione, bo mogłoby przecież być inaczej.

Z drugiej strony nie za bardzo jest się czemu dziwić – urzędnik też chce mieć porządek w papierach i poczucie, że dba o czyste środowisko. Spróbujmy zatem pogodzić obie strony. Powiedzmy, że zamieniamy myślenie „nie pozwolę Ci, bo będziesz mnie wykorzystywać” na „nawet jeśli skrewisz, to i tak system jest bezpieczny”. Zgodzimy się?

Przyjmujesz odpad – wpłacasz; pozbywasz się legalnie – odzyskujesz

Myślę, że win-win dałoby się zapewnić dzięki wprowadzeniu sytemu aktywnych depozytów za przyjęcie odpadów na instalację, ale przy jednoczesnym uproszczeniu przepisów środowiskowych dot. zezwolenia na przetwarzanie odpadów.

Działałoby to tak, że przedsiębiorca przyjmujący odpad wpłacałby do kasy centralnej depozyt za każdą tonę odpadu przyjmowanego na instalację, a następnie odzyskiwał depozyt, pod warunkiem że:

  1. podda odpad odzyskowi;

albo

  1. zeskładuje w sposób bezpieczny na legalnym składowisku;

albo

  1. przekaże dalej (wtedy następne oczko łańcucha też płaci depozyt!).

Dzięki temu w kasie centralnej zawsze byłyby pieniądze z depozytów na to, żeby „posprzątać” odpad za przedsiębiorcę, gdyby powinęła mu się noga… a przedsiębiorca miałby oczywistą zachętę, żeby w sposób legalny obracać odpadem, bo w ten sposób odzyskiwałby swoje, wpłacone wcześniej środki depozytowe.

W ten sposób koszty administracyjne skalowałyby się razem z rzeczywistą skalą przedsięwzięcia, a obecnie jest inaczej – przedsiębiorca musi posiadać zabezpieczenia liczone od maksymalnej przewidywanej przepustowości instalacji, w zasadzie niezależnie od tego, ile rzeczywiście udało się przyjąć/przerobić. To tylko jedna z wielu rzeczy, która odstrasza od zabrania się za biznes odpadowy.

Prostsze przepisy – większy porządek

OK, skoro mielibyśmy siatkę bezpieczeństwa na nieprzewidziane wypadki, pora na uproszczenie przepisów i skrócenie administracyjnej ścieżki zdrowia z uzyskiwaniem decyzji na przetwarzanie odpadów.

Jeśli przedsiębiorca mógłby liczyć na wydanie decyzji „natychmiast”, zamiast czekać kilka lat w kolejce, luka w gospodarce odpadowej, jaką obecnie wypełnia szara strefa, zmniejszyłaby się. Mamy w kraju przecież wielu dobrych, pracowitych specjalistów, którzy chętnie wezmą się za przetworzenie nawet najtrudniejszych odpadów. Myślę, że nawet nie trzeba im w niczym pomagać – wystarczy tylko nie przeszkadzać.

Czy to wyeliminowałoby potrzebę patrzenia przedsiębiorcom na ręce? Zdecydowanie nie i nie to jest celem! Jednak gdybyśmy odciążyli nasze „administracyjne moce przerobowe”, mielibyśmy więcej czasu, żeby zająć się trudnymi, krnąbrnymi przypadkami łamania prawa środowiskowego. Wtedy wysokie i nieuchronne kary, jakie proponuje ustawodawca byłyby jak najbardziej wskazane. Czyste środowisko to przecież nasz wspólny interes – nieprawdaż?

Fundusze RP EU
© mikrobiotech.pl 2024 Realizacja: Damtox.pl
Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Szczegóły znajdują się w polityce prywatności. Rozumiem i akceptuję