Deregulację przepisów dotyczących szeroko pojętej tematyki odpadów można wprowadzić od razu, usprawniając tym samym nie tylko działanie biznesu, ale i oszczędzając czas (i pieniądze) urzędników. Jak to zrobić? Propozycja dwóch uproszczeń.
Deregulacja krok po kroku
Po pierwsze, trzeba zmniejszyć zalew administracji sprawami, które tylko marnują czas, ale nie skutkują poprawą bezpieczeństwa.
Bo żeby zarządzać dobrze, trzeba się karmić dietą niskoinformacyjną. Nadmiar spraw zawsze prowadzi do obniżki jakości i nie ma znaczenia, czy oflagujesz sobie wątki jako ważne albo jeszcze ważniejsze, w którymś momencie i tak Ci się to rozsypie.
Nie ma niewinnych, a są tylko źle przesłuchani…
Kluczowym problemem jest nadmierny nacisk administracji na to, by klasyfikować substancje jako odpady. To prawdziwa zmora przedsiębiorców, bo nigdy nie wiadomo, czy kontrola nie przyfasoli kary za np. magazynowanie czy przetwarzanie odpadów – nawet gdy z punktu widzenia przedsiębiorcy są to normalnie użyteczne substancje, jakich w ogóle nie należy uznać za odpad.
Taki skrajny przykład to historia firmy, która w ramach wspierania akcji społecznej…. dostała milion złotych kary. Bo przekazała opony, które posłużyły do budowy placu zabaw – właśnie w ramach akcji społecznej. Słusznie czy nie, ale to pokazuje, że są zdarzenia, gdzie system działa trochę jak w białaczce, bo zamiast uderzać w problemy, uderza w zdrowy rozsądek. I trzeba to uzdrowić. Dlatego proponuję to uprościć.
Uproszczenie #1 – w skrócie
Zmniejszyć formalny napływ odpadów – realnie one i tak są już wartościowymi substancjami, tylko papiery twierdzą inaczej.
Uproszczenie #1 – przykład dla zobrazowania tezy
Oczyszczalnia ścieków pozyskała duże dofinansowanie na modernizację i chce dzięki temu wytwarzać nawozy z osadów. To trochę tak, jak z wymianą „kopciucha” na wysokosprawny kocioł – gdy już zainstalujesz nowe urządzenia, to po prostu nawet jeśli zachce Ci się zakopcić, to nie masz jak. Bo stara instalacja poszła do lamusa, a nowa działa sprawnie i tyle.
Z oczyszczalnią jest podobnie – zmodernizowany ciąg technologiczny po prostu wytwarza substancję o cechach nawozu. Tylko formalnie jest to nadal odpad i zdaniem niektórych nie może być mowy o wytwarzaniu nawozu… dopóki nie nazbiera się odpowiednio dużo kolorowych pieczątek urzędowych😉.
Uproszczenie #1 – dlaczego ten problem to poważny problem?
Bo zmiana kwitu z odpadu na produkt wymaga w świetle prawa zezwolenia na przetwarzanie odpadów (i dedykowanej temu decyzji środowiskowej!). Czyli trzeba w to zaangażować organy wydające decyzję (np. starostę albo marszałka), w przypadku decyzji środowiskowej dochodzi gmina… ale do wydania decyzji potrzebne są jeszcze postanowienia RDOŚ i WIOŚ. Aha, i operat PPOŻ też musisz mieć, czyli KPPSP lub KMPSP też muszą nad tym usiąść. Celowo piszę skrótami, bo inaczej wyszłaby z tego niezła epistoła.
I to wszystko po to, żeby robić to, co i tak robisz – Ty po prostu operujesz zmodernizowanym ciągiem technologicznym… i tyle. Niezależnie, czy papier masz czy nie, ciąg technologiczny działa tak samo i daje produkt wysokiej jakości. No ale urząd i tak twierdzi, że to odpad.
Czy czujesz już, jakie obciążenie się tutaj generuje, i to zupełnie na marne? Wybacz, ale nie ma podstaw, by twierdzić, że to ma sens. Uzyskanie tych wszystkich kwitów może trwać nawet kilka lat. I nie wiem już nawet, ile tysięcy czy może milionów godzin roboczych marnujemy na to w skali całego ustroju w Polsce.
Uproszczenie #1 – rozwiązanie
Co by było, gdyby organy dostały instrukcję, która stanowi:
„Uznawanie substancji za odpad powinno zajść w oparciu o ocenę, czy przed wykorzystaniem w określony sposób stanowi ona substancję bezpieczną dla tego zastosowania. Jeśli z tej oceny wynikałoby, że stanowi substancję bezpieczną, to nie należy jej uznać za odpad.”
Czyli – jeśli instalacja w normalnym trybie funkcjonowania wytwarza substancję o cechach nawozu, to nawet jeśli formalnie jest to „osad ściekowy”, to nie należyjej uznawać za odpad. Należy uznać raczej, że jest substrat do wytwarzania nowego produktu w tej instalacji lub po prostu produkt.
I żeby nie było, że sam coś wymyśliłem. Ta treść instrukcji powyżej to po prostu parafraza wyroku TSUE z dnia 14 października 2020 r. w sprawie C‑629/1. Czyli rzeczywiście, nie trzeba się głowić, jak ten węzeł gordyjski z różnymi pozwoleniami i decyzjami rozwiązać. Trzeba go po prostu w pierwszej kolejności nie zawiązywać.
Aha! Uczulam na to: tu nie chodzi o uproszczenie uznawania substancji za tzw. produkt uboczny (art. 10 ustawy o odpadach). Bo żeby coś uznać za produkt uboczny, to najpierw to coś musi stać się odpadem. My tu mówimy o czymś zupełnie innym – że substancje w pierwszej kolejności niemuszą stawać się odpadami.
Co dalej? Dalej jest normalna kontrola i sprawdzanie, czy rzeczywiście wytwarzanie zachodzi tak, jak producent deklarował. Jak nie – wtedy są odpowiednie sankcje. Ale to są sankcje za nieprawidłowości. Póki co (czyli dopóki króluje doktryna, że „wszystko ma być odpadem”), to tak naprawdę mamy sankcje za to, że właściciele instalacji w ogóle chcą coś robić dla środowiska. Czego to uczy? Uczy to pasywności i to-mi-wisi-zmu. Nie chcesz mieć problemów? Nic nie rób! Bo jak zrobisz, to Ci dowalą papierów😉.
Czujesz, jak to paskudnie wpływa na wszystko i wszystkich?
Dlatego trzeba to zmienić. I to na wczoraj. Bo przykładów jest dużo, dużo więcej niż tylko osady:
- kruszywa (piasek) przechwycony podczas oczyszczania ścieków. Formalnie, jest to odpad o kodzie 19 08 02, ale z powodzeniem można go wykorzystać np. na podsypki czy zasypki przy budowie/remontach kanalizacji. Po co kupować w to miejsce piach z pierwotnego źródła?
- popioły ze spalania biomasy (np. 10 01 01 lub 10 01 03) – jeśli tylko nie palisz jakimś drewnem przywiezionym z Czarnobyla😉, to prawdopodobnie Twój popiół jest czystym źródłem fosforu, potasu czy wapnia… i pewnie całkiem fajnie odkwasza glebę. Wykorzystanie jako produkt do nawożenia aż się prosi!
- przetwórstwo papieru (np. 03 03 10, 03 03 10) – tutaj często znajdziesz dużo przydatnej celulozy i innych substancji, które można wykorzystać w tak wielu dziedzinach, że nawet nie mam miejsca na ich wyliczenie. Po co udawać, że to jest odpad?
Idźmy dalej, do kolejnych uproszczeń
A teraz kontrowersja. Bo uważam, że musimy zgodzić się na odebranie sobie części swawoli, jeśli chcemy mieć deregulację z prawdziwego zdarzenia. Żeby było jasne, nie chcę nikomu odbierać wolności, chcę tylko przypomnieć, że nie ma wolności bez odpowiedzialności – np. finansowej.
Uproszczenie #2 – w skrócie
Pierwsze rzeczy pierwsze, czyli przedsiębiorcy mają działać (nawet jeśli ktoś, kto kupił tanie „działki budowlane” w pobliżu uważa inaczej).
Uproszenie #2 – przykład
Oczyszczalnia ścieków działa w danej lokalizacji od lat – i ma zamiar działać dalej. Z czasem ktoś orientuje się, że działki przy oczyszczalni są niedrogie… więc może warto je kupić i wybudować dom – dla siebie lub jako deweloper. I wtedy zaczyna się jazda!
Oczywistym jest, że gdy nowi mieszkańcy już się osiedlą, to zacznie się narzekanie, że oczyszczalnia śmierdzi. Podobny problem dotyka np. przedsiębiorstw rolnych – „mieszczuchy” sprowadzają się na wieś, gdzie od zawsze było dużo pracy, a nie odpoczynku… i dziwią się, że jest hałas, że krowy jednak pachną, a obornik ma trafiać na pola. I podobne historie słychać też w wielu innych branżach.
Zarządzanie przedsiębiorstwem nigdy nie jest łatwe. Ale zarządzanie roszczeniowymi sąsiadami to już ponad siły – i trzeba to uprościć. A przynajmniej nie dolewać oliwy do ognia.
Uproszczenie #2 – dlaczego to problem?
Rozpatrywanie spraw już teraz zabiera przedsiębiorcom i administracji państwowej więcej czasu, niż powinno. A lepiej wcale nie będzie. Przybywa przepisów, do których trzeba się dostosować, specjalistów brakuje i jeśli jeszcze trzeba będzie się tłuc o oczywiste oczywistości, że oczyszczalnia może „puścić” coś w powietrze lub że hodowla zwierząt to nie perfumeria, to daleko nie ujedziemy z żadną deregulacją.
Uproszczenie #2 – rozwiązanie
Lubię to nazywać „ochrona dziedzictwa gospodarczego obszaru” albo po prostu „ponoś odpowiedzialność, w tym finansową, za to, jak współżyjesz z lokalną społecznością”.
Czyli – czy uważasz, że jakieś przedsiębiorstwo szkodzi Tobie lub środowisku? Nie ma problemu! Wnieś o wszczęcie urzędowego postępowania oceny. Jeśli okaże się, że masz rację i przedsiębiorstwo łamie prawo – chwała Ci za to. Ale w przeciwnym przypadku to Ty poniesiesz koszty postępowania (koszt ew. przestojów pracy przedsiębiorstwa, koszt biegłych, badania, koszt pracy administracji publicznej).
Chodzi o to, by administrację (i przedsiębiorców) dociążać dopiero tymi przypadkami, które są szkodliwe ponad uzasadnioną wątpliwość, a nie wszystkimi przypadkami. Przecież administracja to nie śmietnik na Twoje papiery… Podobnie przedsiębiorca nie umawiał się z Tobą, że zapewni Ci jakiś poziom komfortu doznań. I podobnie nie umawiał się z Tobą, że sprzedasz te swoje tanie działki koło zakładu z dużym zyskiem😉.
Ale nie można też Ci związywać rąk – jesteś wolnym obywatelem! Więc jeśli obywatel chce wrzucić w maszynę sprawę, która obciąży czyjś czas i pieniądze, to lepiej byłoby, żeby obywatel dokonał analizy sensowności swojego zgłoszenia. Bo jeśli będzie działał lekkomyślnie, to obywatel dostanie po kieszeni kosztami sprawy.
Na przykład – hasło „oczyszczalnia śmierdzi” może zapalać czerwoną lampkę mieszkańcom. Ale zanim rozpęta się burzę, to trzeba się zastanowić, czy szkodliwość nie jest przypadkiem wątpliwa, biorąc pod uwagę realia (a nie tylko punkt widzenia zgłaszającego). Bo może rzeczywiście zarzut jest wątpliwy i zostanie odrzucony w procesie – na koszt wnoszącego o wszczęcie postępowania.
Pamiętaj, to nie jest tak, że instalacja ma zawsze być wolna od zapachów – wręcz przeciwnie! Specjalista z branży od razu wyprowadziłby Cię z błędu i przypomniał, że pewien poziom uciążliwości zapachowych jest normalny i zgodny z naturą tego, co na instalacji się wyrabia. Jeśli Ty jako osoba postronna uważasz inaczej… to może pora, żeby to Twoja wiedza wzrosła, a nie jest pora na to, żeby Twoją wizję rzeczywistości forsować na zarządcę instalacji lub administrację. Jak uważasz?
Dalej Cię nie przekonałem?
Poczekaj, aż zobaczysz, ile kosztuje czas specjalisty, który będzie się Twoją sprawą zajmował. Albo ile kosztują badania, ekspertyzy itd. Jeśli kiedyś przyjdzie Ci za to zapłacić z własnej kieszeni, to sądzę, że szybko nauczysz się, żeby lepiej przyjść przygotowanym. Albo odpuścić sprawę, bo można nie mieć racji. A to kosztuje.
inż. Jan Kolbusz – Główny Technolog, Szef Sprzedaży Mikrobiotech, Członek Rady Naukowej Instytutu Technologii Mikrobiologicznych w Turku. Inżynier środowiska, specjalizuje się w innowacyjnych metodach przetwarzania odpadów o charakterze biodegradowalnym, zwolennik gospodarki bezodpadowej i biologicznych metod przetwarzania odpadów.
Ukończył inżynierię środowiska na SGGW w Warszawie oraz studia magisterskie (Master of Science) na University of Missouri, Columbia.W Mikrobiotech przygotowuje audyt dla klienta wraz z propozycją rozwiązań. Nadzoruje proces wprowadzania technologicznych rozwiązań optymalizujących zarządzanie odpadami. Pomaga także organizować dystrybucję produktu do odbiorców.