Jak zastąpić węgiel z Rosji? Możliwe warianty wyjścia z impasu

zakaz importu węgla z rosji

Jakie mogą być skutki zakazu importu węgla z Rosji? Wszyscy to tym mówią, to i ja postanowiłem zabrać głos i zaprosić do dyskusji o możliwych wariantach wyjścia z sytuacji. 

Liczby – na zimno

Branża szacuje, że w 2022 w wyniku sankcji na Rosję wyparuje z rynku mniej więcej tyle węgla kamiennego, ile zużywają odbiorcy indywidualni (np. gospodarstwa domowe, odbiorcy indywidualni). Gdyby Polska wycofała się – jak zapowiada – jeszcze w tym roku, to może zabraknąć ok. 9 milionów ton, podczas gdy ww. grupa zużywa ok. 10,5 miliona ton/rok. 

Całkowite zużycie węgla kamiennego w Polsce to ok. 62,5 miliona ton (rysunek poniżej, na podstawie danych GUS). Ponad 83% z tego zagospodarowuje energetyka i przemysł, a reszta to odbiorcy indywidualni.

Żelazna relacja ceny, popytu i podaży: 

Wzrost ceny węgla jest nieunikniony. I jeśli ktoś ma to odczuć najboleśniej, to będzie to zapewne odbiorca indywidualny. 

Energetyka i przemysł też będą miały trudny czas, ale wykupią droższy węgiel, nawet jeśli będą musiały okresowo pożegnać się ze swoim zyskiem albo podnieść ceny za towary i usługi. 

Odbiorca indywidualny ma mniej możliwości ruchu i zapewne to on zostanie z pustymi rękami albo będzie musiał płacić za węgiel jak za „czarne złoto”.

Ciekawe swoją drogą, jak na to wpłynie kampania wyborcza w 2023? Ktoś ma pomysł, jak oszczędzony zostanie elektorat?

Co z tego wyniknie?

Niezadowolenie społeczne wisi w powietrzu. Jeśli nawet sama ekonomika nie wystarcza do tego, żeby przekonać rząd, by coś zrobić, to prędzej czy później zrobi to gniewny głos ludu. 

Obstawiam, że czeka nas jeden z trzech wariantów (lub ich chaotyczny mix!), czyli:

Rozwiązujemy problem 

Nasza energetyka stoi w ogniu dosłownie i w przenośni – prąd i ciepło otrzymujemy w dużej części ze spalania paliw kopalnych. Choć dużo mówi się o tym, żeby od tego odejść, to wciąż zrobiliśmy za mało i nadal jesteśmy w sytuacji początkującego szachisty – mamy do wyboru tylko złe i gorsze rozwiązania. Wybierzmy najlepiej, jak się da i skapitalizujmy na tym.

Rozwiązanie na teraz to znaleźć alternatywne źródło paliw. Najlepszy kandydat? Odpady. Po co? Po to, żeby ograniczyć zużycie węgla przez energetykę zawodową i przemysłową, ograniczyć szok cenowy dla odbiorców indywidualnych, przestać dotować zagraniczne firmy wydobywcze… i wreszcie sfinansować odejście od tej kosztowej „piromanii” w ogóle. 

Nie wiem, czy wiesz, ale np. odpady ubrań w zasadzie w ogóle nie nadają się do recyklingu (stop, nie mówmy o greenwashingowych historiach, że firma odzieżowa produkująca setki tysięcy ton odpadów wypuściła miniserię butów z recyklatu i sprzedała je za miliony monet).

Podobnie jest z wieloma opakowaniami czy odpadami gabarytowymi. Przypomnijmy, że w Polsce nadal kierujemy na składowiska ponad 5 milionów ton odpadów rocznie i gros z nich można nadal wykorzystać energetycznie poprzez spalanie. 

Czy to pozwoli całkowicie zastąpić węgiel? Nie. Ale czy pozwoli ograniczyć jego zużycie? Tak. Co więcej, specjaliści od odpadów od dawna wskazują, że statystyki odpadów nie wskazują, ile odpadów mamy rzeczywiście – nadal jakaś ilość opuszcza system w sposób nielegalny i zalega przy drogach, w lasach czy na innych dzikich składowiskach. 

Dlaczego nie palimy odpadami np. w elektrociepłowniach? Jeden z powodów: instalacje nie są przystosowane do tego rodzaju paliwa. Koniec dyskusji? Sorry, ale nie. Moim zdaniem tu dopiero zaczynamy debatę i… zlecamy menedżerom tych instalacji: „proszę zaproponować sposób przebudowania instalacji tak, żeby była w stanie spalać również odpady jako dodatek  X% do węgla oraz proszę podać w jakiej postaci chcecie dostać odpad, żebyście dali radę nim palić”. 

Nic nie jest za darmo

Nikt chyba nie ma wątpliwości, że na spalaniu odpadów ucierpimy zarówno my, jak i środowisko. Podobnie jak cierpimy na spalaniu węgla czy paliw kopalnych, w ogóle – jeśli nie wierzysz we wpływ spalin na klimat i zdrowie człowieka, to niech chociaż przekona cię okrucieństwo oraz zamieszanie ekonomiczne i geopolityczne, które obserwujesz lub jakiego doświadczasz co najmniej od 24 lutego. 

Przystosowanie energetyki do spalania odpadów będzie kosztowało. Jeśli zrobimy to dobrze, to może będzie tańsze i szybsze (znacznie tańsze i szybsze?) niż budowa nowych instalacji do spalania odpadów. Ale potem już samo paliwo (odpad) jest tańsze niż paliwo kopalne. Czyli ten, kto pali odpadem, zarobi w porównaniu do spalania węgla. 

Chciałbym, żebyśmy popatrzyli na tę dodatkową „górkę pieniędzy” jak na pulę do reinwestowania w odejście od spalania w ogóle. Jak? Wzorujmy się na dobrych praktykach z krajów, gdzie system handlu emisjami CO2 przyniósł inwestycje w OZE (u nas się nie udało). Patrzmy na to, jak na lekcję, a nie „nie da się”. 

Technicznie, to żaden problem, żeby odpad spalany zamiast węgla obciążyć opłatą (nawet po wliczeniu opłaty odpad będzie tańszy niż węgiel!) i tę opłatę przeznaczyć np. na… modernizację sieci elektrycznej i budowy magazynów energii.

Obecnie jednym z głównych wyzwań dla rozwoju OZE jest brak możliwości odbioru energii, która powstaje w sposób „niekontrolowany” w ogniwach PV czy w turbinach wiatraków. Jeśli zwiększymy chłonność sieci, to możemy dalej inwestować w rozwój OZE. Energetyka oparta o „rodzimy odpad”, a nie o import węgla może pomóc to sfinansować. Zróbmy to dobrze, a kiedyś będziemy mogli z powodzeniem wyłączyć nasze „kopciuchy”. 

Co innego nam pozostaje? Jeśli nie rozwiązanie problemu, to widzę już tyko dwie inne opcje:

Opcja 1: Zamiatamy pod dywan, i jakoś to będzie

Ceny węgla i energii rosną, bo taki mamy klimat – nie nasza wina. Zresztą teraz jest wiosna, a kto może wiedzieć, co się będzie działo na koniec roku? 

Kto ma miejsce w budżecie, to sobie poradzi. Kto nie ma, to najwyżej kredyt weźmie albo pojedzie popracować za granicę i prześle pieniądze do kraju, na bieżące zakupy. Albo może wreszcie kupi tę pompę ciepła i do tego postawi panele PV.

Są też biedaszyby i nieopodatkowany węgiel, jaki można z nich nabyć. Ostatecznie, plastik to też węgiel, tylko w innej postaci i też się spali w piecu. Po jakimś czasie wszyscy się przyzwyczajają, a poza tym i tak mieliśmy od tego węgla odchodzić, bo Unia tak każe, więc w czym problem?

Opcja 2: Dotujemy

Skoro elektorat nie ma pieniędzy, to trzeba zrobić tak, żeby miał. Przygotujemy program „Węgielek+” i rozdamy kasę na zakup węgla najbardziej potrzebującym. Wyborczy rok 2023 sprzyja takim rozwiązaniom. 

Zwiększy się pod to dług publiczny albo utnie któryś niepotrzebny program rozwojowy. Biurokracja związana z uzyskaniem dofinansowania i tak uniemożliwi większości starających się uzyskać jakiekolwiek środki (czyli jest „wbudowana” oszczędność), ale przynajmniej będzie widać, że coś robimy z tym. 

Inflacja i tak jest spora, więc jakiś niewielki napływ kasy bez pokrycia nic szczególnie złego nie zrobi. Najważniejsze, że najbardziej potrzebującym się ulży, a reszta przeczeka do chwili, gdy dogramy deal z Australią lub innymi krajami na dostawę węgla… a kto wie, może i krajowe wydobycie wzrośnie?

Fundusze RP EU
© mikrobiotech.pl 2024 Realizacja: Damtox.pl
Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Szczegóły znajdują się w polityce prywatności. Rozumiem i akceptuję