Uruchomienie instalacji do przetwarzania odpadów powinno być tak proste, jak otwarcie kawiarni. A jak to wygląda teraz? Wiele instalacji oczekuje nawet 3-4 lata na wydanie odpowiednich decyzji… a do tego jeszcze budowa, szkolenie załogi, rozruch.
Tak długi okres oczekiwania należy czytać najczęściej jako „odpuszczamy ten pomysł”. To chyba niedobrze, bo produkcja odpadów rośnie, a do tego poziom recyklingu też powinien rosnąć, czyli powinniśmy przetwarzać jeszcze więcej odpadów… Jednak wymogi administracyjne stoją okoniem do tego.
Nie winić, ale szukać rozwiązań
Jeśli ktoś chciałby w prostej linii zrzucić winę za ten stan na opieszałość urzędnika, to uznałbym to za niesłuszne. Prawda jest taka, że potrzeba dużo czasu, żeby zderzyć zamierzonych działań i dokumentacji z wymaganiami prawa, a to wszystko robi człowiek, który przecież nie ma nieskończonych możliwości.
Wniosków jest wiele, pracowników mniej i co gorsza przepisów dot. odpadów jest horrendalnie dużo (i zmieniają się co chwila). Choć to uciążliwe, to musimy pamiętać, że u podstawy leży dbałość o środowisko. Z tym nikt nie dyskutuje. Oczywiste powinno być także to, że warto dbać o środowisko lepiej.
Przykład: gdy kilka lat temu przez Polskę przetaczała się fala pożarów w miejscach zbierania odpadów, to ustawodawca zareagował zaostrzeniem przepisów regulujących obrót odpadami. Z jednej strony słusznie, bo przecież nie chcemy firm-krzaków niszczących środowisko – prawda? Jednak w rezultacie system dostał białaczki albo przynajmniej poważnej atrofii. I to w sytuacji, gdy szaleje globalny popyt na surowce wtórne.
Jasne, liczba pożarów w miejscach zbierania odpadów spadła. Ale czy poświęcenie możliwości rozwoju gospodarki odpadowej w ogóle było tego warte?
Na daleko idące uproszczenie przepisów nie ma co liczyć, chyba że…
Może pogódźmy stanowiska: administracja i strona społeczna mają rację, że niewłaściwe gospodarowanie odpadami to ryzyko, którego należy unikać.
Co więcej, sprzątanie „bomb ekologicznych”, jakie pozostawiają po sobie nieuczciwe firmy, to gigantyczny koszt, jaki społeczeństwo musi ponosić.
Rynek natomiast ma rację, gdy mówi, że nadmiar regulacji nie służy nikomu, a brak nowych instalacji tylko winduje ceny i tworzy chory monopol.
Proponuję tak: zamiast gąszczu wymagań i zabezpieczeń jeden prosty mechanizm zabezpieczający nas na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.
Rozwiązanie: ułatwiamy proces zakładania firmy odpadowej, ale gdy firma przyjmuje odpad, to wpłaca depozyt… i odzyskuje go, gdy:
- albo podda odpad odzyskowi;
- albo unieszkodliwieniu;
- albo gdy przekaże go dalej.
W ten sposób system cały czas byłby napakowany środkami na radzenie sobie z posprzątaniem bałaganu, gdyby firmie „podwinęła się noga” – np. gdyby firma „zwinęła się” zabierając pieniądze i pozostawiając upchnięte po magazynach odpady stanowiące tykającą bombę ekologiczną (niestety, nieuczciwi przedsiębiorcy wiele razy dopuszczali się takiego procederu).
Co więcej, system taki motywowałby do przyjmowania na instalację dokładnie takich odpadów i ilości, jakie rzeczywiście da się zagospodarować, a nie tylko tych, na jakich da się szybko zarobić, a potem gdzieś „schować” (niestety i takie przypadki są dobrze znane).
Tym rozwiązaniem można byłoby zastąpić długotrwałe wertowanie dokumentacji i doszukiwanie się dziury w całym.
Co więcej, nie wiem czy wiesz, ale obecnie firma może dostać słony mandat za to, że przyjęła odpad w ilości większej, niż to wynika z zezwolenia. Ktoś powiedziałby: „Co?! Jak to? Przecież na rynku brakuje odbiorców odpadów a ja mam dostać mandat za to, że bezpiecznie przetworzyłem odpad? To jakiś żart!”. Niestety, to nie żart. Takie są realia.
Zezwolenie na przetwarzanie odpadów jak prawo jazdy i ubezpieczenie pojazdu?
Gdy chcesz uzyskać prawo jazdy, to musisz wykazać się pewnym minimum umiejętności – to normalne. Ale dostajesz je, mimo że jest w zasadzie pewne, że kiedyś spowodujesz jakieś zdarzenie drogowe (tak, statystycznie każdy z nas coś kiedyś nabroił, a i tak dostęp do samochodu to powszechność).
Jak sobie z tym radzimy? Na przykład tak, że ubezpieczamy pojazdy po to, żeby w razie wypadku pieniądze na pokrycie szkód „po prostu były” i żeby cały system transportu mógł funkcjonować pomimo wypadków.
Wróćmy do odpadów… Jak wysoka musiałaby być stawka depozytu dla przetwórców odpadów?
Bardzo wysoka – stawki depozytu rzędu kilku tysięcy zł za tonę odpadu są tu do przyjęcia, bo:
- są to środki zwracane przedsiębiorstwu po rozliczeniu się z odpadów i nie pogarszają wyniku ekonomicznego przedsięwzięcia;
- odpowiadają rzeczywistym kosztom usuwania ewentualnych bomb ekologicznych.
To lepiej zmotywuje rynek niż obecny system zabezpieczenia roszczeń, jakie wpłaca się niezależnie od tego, ile de facto odpadów się przetwarza.
Natomiast to, czy przedsiębiorstwo wykorzysta własną gotówkę do zabezpieczenia depozytów, czy uda się po odpowiedni instrument finansowy do banku/ubezpieczyciela – to już dowolne ustalenie między stronami.
Ważne, żeby na koniec dnia pieniądze znajdowały się na koncie administracji i żeby ich wielkość odpowiadała rzeczywiście przetwarzanym odpadom.
Bezszwowa instalacja w obecnym systemie
Czy możemy coś takiego wprowadzić? Tak, i to bez konieczności wywracania do góry nogami całej naszej gospodarki odpadowej (znowu – bo ileż można?).
Ewidencja przepływu odpadów to zadanie, które przedsiębiorcy i tak muszą wykonywać na bieżąco w systemie BDO, a do pobierania i rozdysponowania funduszy można wykorzystać istniejące fundusze – np. kasa marszałka województwa, NFOŚiGW i nie trzeba tworzyć pod to nowych bytów z ich dodatkową „bezwładnością”.
Co w zamian za to? Znaczące skrócenie procedury uzyskiwania zezwolenia na przetwarzanie odpadów.
Przedsiębiorca powinien musieć wykazać się jedynie niezbędnym minimum infrastruktury niezbędnym dla bezpiecznego, jak najmniej uciążliwego przetwarzania odpadów… i gotowe. Potem już tylko płać i płacz… albo płać, odzyskuj swoje i się rozwijaj. Rynek tego bardzo potrzebuje.
Zmiana jakościowa w gospodarce odpadowej
Taki system wdrożyłby wreszcie zasadę „zanieczyszczający płaci” (ang. polluter pays principle), która od dawna stanowi podstawę gospodarki odpadowej w krajach rozwiniętych…
Nie ma systemów w 100% bezawaryjnych. Są tylko systemy, jakie działają lepiej lub gorzej w razie awarii. Nasze prawo musi wreszcie to wziąć pod uwagę.
Takie unormowanie jest bardzo potrzebne, bo przed nami ogromne wyzwania. Jakie? Na przykład to, że przed samorządami widmo płacenia ogromnych kar za niewypełnienie poziomów recyklingu.
Złośliwiec powiedziałby, że to wina samorządów, bo nic nie robiły z lenistwa w tej kwestii, a ja mówię: a co miały robić? Inwestować we własne instalacje do przetwarzania odpadów i patrzeć jak inwestycje toną latami w administracyjnych zamrażarkach, a potem jeszcze dezaktualizują się wobec kolejnych nowelizacji prawa odpadowego?
Albo może szukać partnerów prywatnych i to im pozwolić tonąć? Kij ma zawsze dwa końce, a nadmiar regulacji grozi chorobą autoimmunologiczną systemu. Dlatego potrzebny jest prostszy, zdrowszy i finansowo sprawiedliwy system.
I jeszcze jedno, na koniec: mamy niedofinansowany system odpadowy. Przynajmniej w kwestii odpadów komunalnych wygląda na to, że 7 mln z nas nie wypełnia deklaracji odpadowych i pewnie nie płaci za odpady albo płaci mniej, niż powinno… a manko pokrywa reszta, która płaci.
Dlaczego? Niechlujstwo, przyzwyczajenie do bałaganu i „skrótów” to jedno. Ale z drugiej strony to po prostu zwykła ekonomia stosowana: odpady są drogie i opłaca się na nich oszukiwać.
Odpady będą drogie tak długo, jak długo jest niedobór instalacji do przetwarzania odpadów. Gdy będzie ich więcej, to cena się ustabilizuje i wtedy będzie można dopiero zająć się na serio porządkowaniem i uszczelnianiem systemu.
Dlatego uważam, że zakłady przetwarzania odpadów muszą być jak kawiarnia – łatwo dostępne, różnorodne i powszechne. Jak to się mówi – nie święci garnki lepią. Jeśli mogę łatwo i bezpiecznie otworzyć zakład, który oferuje Ci napój i żywność, to dlaczego nie mogę równie prosto zdobyć uprawnień dla zrobienia czegoś produktywnego z fusami z kawy albo kubkami jednorazowymi?
Upieram się, że potrzebujemy prostych ruchów i łatwiejszej ścieżki administracyjnej do instalacji przetwarzających odpady.
Wtedy zlikwidujemy u podstaw najpoważniejsze problemy gospodarki odpadowej.