Czy rzuciło Ci się w oczy, że kubki jednorazowe do kawy (i nie tylko) stały się płatne? Ktoś powiedziałby, że to ogromny sukces dla ochrony środowiska. I coś w tym jest – ten ruch na pewno ograniczy napływ badziewia do środowiska. Ale to też pokazuje, że nasz sposób stanowienia regulacji w ochronie środowiska tonie. I musimy coś z tym zrobić.
Prawo nie nadąża za odpadami
Spieszę Ci przypomnieć, że odpadów mamy coraz więcej – wg danych GUS w 2014 zbierało się jakieś 10 milionów ton odpadów komunalnych, a w 2022 już ponad 13 milionów ton (każdy może na cito sprawdzić w rocznikach statystycznych).
I jeśli będziemy z odpadami walczyć w takim tempie, w jakim ustalaliśmy opłaty za kubki, to nie mamy szans zatrzymać góry odpadów. Dlatego musimy zmienić sposób myślenia o przepisach „antyodpadowych”. Czy jesteśmy na to gotowi?
Wiele pracy za kilka groszy
Wprowadzenie opłaty za kubki jednorazowe było okupione ogromnym wysiłkiem i trwało koszmarnie długo. Nie potrafię nawet zgadnąć, ile ton papierów i analiz trzeba było przerzucić, żeby w końcu opłaty okrzepły na ustanowionym poziomie – 0,20 zł za kubek albo 0,25 zł za opakowanie na żywność: szczegóły w rozporządzeniu. Nie chce mi się też wyliczać, ile te kwoty będą rzeczywiście warte, gdy za chwilę zje to inflacja. I nie chce mi się też zgadywać, ile ton papierów i analiz trzeba będzie znowu przerzucić, aby urealnić te stawki za kilka lat.
Ten przepis nie spełnia oczekiwań
I dlatego muszę Ci zwrócić uwagę, że ten przepis wcale nie jest sukcesem ochrony środowiska. Ten przepis to przejaw tego, że ochrona środowiska nie robi tego, czego od niej chcesz. Bo Ty tak naprawdę nie chcesz, żeby ktoś po prostu „zapłacił” za kubek. Ty chcesz, żeby ten kubek po użyciu nie „walał się” w środowisku. Nie możesz więc cieszyć się z przepisu, który po prostu każe płacić za kubek. Bo przecież to, że ktoś zapłacił za kubek, wcale nie oznacza, że tego kubka zaraz nie wywali do lasu.
Musimy patrzeć szeroko?
Chcę być fair i oczywiście przyznaję, że ten przepis broni się tym, że teraz ludzie będą częściej sięgać po wielorazówki (a dzięki temu mniej kubków wyląduje w lesie c’nie?). Ale błagam Cię – popatrz na sprawę szerzej! Nie mówimy tylko o kubkach. Docelowo chcemy przecież rozwiązać problem milionów ton odpadów, które co roku trafia na rynek!
A kategorii badziewnego plastiku jest ogromnie dużo (od nikomu niepotrzebnych nadmiernych opakowań kosmetyków, przez kiczowate gadżety marketingowe po sztuczne kwiaty na rocznicę u dziadków).
Przecież to wszystko tworzy górę śmieci, która nas powoli zawala. I co? Chcesz dla każdej z tych kategorii czekać, aż maszyna regulacyjna namyśli się i określi stawki opłat mających odstraszyć od zakupu? Pewnie, że nie chcesz! I dlatego wiem, że tak naprawdę nie chcesz takich przepisów, jak ten z opłatami za kubki.
Ale jak to zorganizować inaczej?
Płaci ten, kto śmieci. Zyskuje ten, kto sprząta
Nie mam problemów z zapłaceniem za kubek. Ba! Uważam, że opłata powinna być drakońska (a nie śmieszne 20 groszy) i może dotyczyć wielu innych produktów – nie tylko kubków… ale pod jednym warunkiem.
Ten warunek to: moja opłata za „kubek” wróci do kieszeni wprowadzającego, gdy ten wykaże, że sprzątnięto z rynku odpad powstający z tego „kubka”… i poddano odzyskowi.
Stąd już prosta droga do decyzji, od kogo kupić przysłowiowy kubek. Bo, w uproszczeniu, będzie można kupić u jednego z dwóch rodzajów dostawców:
- „Typ Śmieciarz” – wprowadzający, który ma środowisko „gdzieś” i w ogóle nie dba o cykl życia produktu po użyciu. Tutaj produkt będzie droższy o koszt opłaty produktowej (bo ta nigdy do tego śmieciarza nie wróci!).
- Z kolei drugi rodzaj „Kolega Sprzątacz” to wprowadzający, który zadbał o życie produktu po użyciu – ten produkt łatwo oddać do odzysku, a odzysk rzeczywiście się „dzieje”. Kolega Sprzątacz dostanie kasę z powrotem i jestem pewien, że wymyśli w jaki sposób ją zainwestować w pozyskanie nowego klienta. Może nawet dostaniesz zniżkę na kubek – kto wie? Bo jeśli nie da Ci zniżki ten kolega, to na pewno zrobi to inny kolega sprzątacz, żeby wygrać walkę o Twoją decyzję zakupową.
I wreszcie to Ty – konsument – zagłosujesz swoimi złotówkami za ochroną środowiska… bo wreszcie ochrona środowiska będzie mogła stać się opłacalna, na rynkowych zasadach. A nie wieczne gadanie o samopoświęceniu. 😉
Rynek działa szybciej niż centralny regulator
Często jest lepiej, gdy decyzja należy do Ciebie. A nie od oderwanego od rzeczywistości aparatu ustawodawczego muszącego ważyć swoje interesy polityczne naprzeciw interesom środowiska.
Piszę o tym też po to, żeby przypomnieć Ci, że czeka nas fala nowych przepisów dot. ochrony środowiska. W tym m.in. przepisy o tzw. ekoprojektowaniu. Ekoprojektowanie, w skrócie, to taki pomysł, że to ustawodawca w mądry sposób podyktuje producentom, jak mają produkować swoje produkty, żeby nie powstawały z nich śmieci. Wierzysz, że to się uda? Słowo Ci daję – nie wierzę w szybki sukces. A górka odpadów rośnie.
Konsumenci sami wybiorą produkty eko – dajmy im tylko proste zasady
Jeśli damy rynkowi proste zasady typu „śmiecisz – płacisz; sprzątasz – zyskujesz”, to rynek sam stworzy skuteczne mechanizmy ekoprojektowania i nie będzie potrzebny centralny regulator.
Przecież wiedza o tym, jak projektować produkty, żeby nadawały się do odzysku jest zawsze dostępna na rynku. Tylko teraz słabo opłaca się tej wiedzy poszukiwać czy działać zgodnie z nią. I żadna ustawa nie nakaże nikomu być mądrym. Ani na poziomie unijnym, ani na Wiejskiej.
A może znowu się mylę?
Możesz oczywiście myśleć, że coś mi się pomyliło i takiej opłaty nie da się ustalić w sposób „sprawiedliwy” i ten system się rozbije. Słuszna obawa. Spróbuję Cię przekonać, że jest i na nią sposób.
Wyliczenie stawki opłaty powinno się odbywać na podstawie prostego, beznamiętnego modelu. Sprawdzamy, jaka jest średnia cena zagospodarowania tony odpadów jakie powstają z danego produktu, dodajemy do tego narzut na kompensację błędu oszacowania i koszt obsługi systemu. To odnosimy do wagi produktu, a stawki z automatu zmieniamy – np. raz na rok, raz na dwa lata. I żaden poseł ani analityk nie musi się nad tym pochylać.
Koszt zagospodarowania odpadów wyliczysz znacznie szybciej, niż przekonasz posłów do głosowania nad zmianą stawki opłaty za jednorazowy kubek. Jest na to milion sposobów – audyty w losowo wybranych zakładach, sprawdzenie cen na giełdach odpadów, korelacja do cen energii itd.
Uwierz mi, branża umie robić takie wyliczenia. Gdyby nie umiała, to by nie istniała. A istnieje i liczy koszty znacznie szybciej niż centralny regulator. Teraz wystarczy po prostu, żeby sprawdzone mechanizmy wyceny „zaszyć” w proces ustalania stawek za przysłowiowy kubek. I tak zaczyna się robić porządek – dzięki prostym zasadom „śmiecisz – płacisz; sprzątasz – zyskujesz”.
inż. Jan Kolbusz – Główny Technolog, Szef Sprzedaży Mikrobiotech, Członek Rady Naukowej Instytutu Technologii Mikrobiologicznych w Turku. Inżynier środowiska, specjalizuje się w innowacyjnych metodach przetwarzania odpadów o charakterze biodegradowalnym, zwolennik gospodarki bezodpadowej i biologicznych metod przetwarzania odpadów.
Ukończył inżynierię środowiska na SGGW w Warszawie oraz studia magisterskie (Master of Science) na University of Missouri, Columbia.W Mikrobiotech przygotowuje audyt dla klienta wraz z propozycją rozwiązań. Nadzoruje proces wprowadzania technologicznych rozwiązań optymalizujących zarządzanie odpadami. Pomaga także organizować dystrybucję produktu do odbiorców.