Jak zagospodarować osady? Głos eksperta

mężczyzna przemawiający do zgromadzonych osób

Gdybym miał zarządzać gospodarką odpadową oczyszczalni ścieków, to myślę, że chciałbym skapitulować po tygodniu. To nie jest tanie lizusostwo pod adresem moich klientów mające podkreślić, że robią trudną robotę i że należy im się za to pokłon. To jest wynik obserwacji, że w zasadzie każda decyzja, jaką podejmie kadra kierownicza, jest zła. Dlaczego? 

Odpowiem od raz: głównie dlatego, że pomysły na to, jak powinniśmy jako kraj kreować gospodarkę osadową zmieniają się jak w kalejdoskopie… A kadra oczyszczalni nie wie, czy decyzje podjęte dziś, będą miały sens, po zmianach, za pół roku czy nawet rok. I jak tu żyć?

Pomysły na zagospodarowanie osadów

Żeby było jasne, pomysły na to, jak powinno wyglądać wzorowe zagospodarowanie osadów, wahają się pomiędzy skrajnie odmiennymi wizjami – od wykorzystania osadów w rolnictwie po całkowite wyłączenie ich z obrotu rolnego i spalanie.

Co więcej, wciąż dyskutuje się, czy rozwiązania osadowe powinny leżeć w indywidualnej gestii oczyszczalni, czy raczej powinno się regionalizować te zadania i np. tworzyć „punkty centralne” odpowiedzialne za zagospodarowanie osadów z mniejszych, satelitarnych oczyszczalni. No i do dochodzi do tego jeszcze aspekt społeczny: czy i na ile społeczeństwo boi się, że oczyszczalnie wyrzucą jakiś niebezpieczny na pola… I na ile są to obawy realne.

O takich sprawach rozmawialiśmy na konferencji poświęconej metodom zagospodarowania osadów organizowanej przez Abrys Sp. z o.o.

Dodałem swoje trzy grosze do dyskusji, mówiąc o tym, jak oczyszczalnia krok po kroku może samodzielnie przejść przez proces „przekwalifikowania” osadu na nawóz. Cieszę się, że wiele osób w gronie uważa, że takie wykorzystanie osadów to dobry pomysł, ale fajnie było też posłuchać argumentów „przeciw”.

Jeśli osady nie trafią w pole, to co z nimi zrobić?

Część specjalistów w gronie chętnie kieruje nasz wzrok na Zachód (np. Niemcy), gdzie spala się znaczną część osadów i nie dopuszcza się do ich rolniczego wykorzystania. Ci specjaliści twierdzą, że powinniśmy iść tą samą drogą.

Dlaczego w Polsce ten pomysł nie zaskoczył na masową skalę (owszem, mamy kilka spalarni, ale to nadal mniejszość rynku)? Mówi się o problemie kosztowym – zarówno kosztów inwestycyjnych, jak i eksploatacyjnych. O ile koszty inwestycyjne można zawsze „zbić” (rozwój technologii i konkurencja zawsze pozwolą znaleźć tańsze i nawet lepsze rozwiązanie), to koszty eksploatacyjne trafiają na poważną barierę nie do przeskoczenia.

W skrócie: „woda się nie pali” – osady ściekowe mogą zawierać nawet 80% wody i przed ich poddaniem spaleniu wodę tę należy odparować. Parująca woda pochłania gigantyczne ilości energii… a energia, którą uzyskuje się ze spalenia wysuszonego osadu, jest często mniejsza niż ta, którą trzeba wydać na wysuszenie osadu.

Dlatego spalarnie najczęściej potrzebują zewnętrznych dostaw energii, a to kosztuje… I to sporo. Koszt potrafi być na tyle wysoki, że nawet oczyszczalnie wyposażone w dobrze działające spalarnie chętnie przejdą na alternatywne sposoby zagospodarowania osadu – np. wykorzystanie rolnicze, bo jest znacznie tańsze!

A może gospodarka osadowa powinna przynosić zyski?

Przez lata do finansowania oczyszczalni podchodzono w taki sposób, że zarabia ona na opłatach za przyjęcie ścieków od dostawców i z tych pieniędzy pokrywa opłaty na wywóz osadów i inne koszty. Ten paradygmat się zmienia.

Coraz częściej w osadach doszukuje się istotnej wartości finansowej. Można z nich przecież wytwarzać biogaz i wytwarzać z niego energię. Dobrze prowadzony proces zgazowania osadów można „dociążyć” innymi odpadami i zwiększyć produkcję gazu. Świetnie nadają się do tego odpady z przemysłu spożywczego – oczyszczalnia może wtedy zarabiać „podwójnie”: raz na przyjęciu odpadów do przetwarzania; i drugi raz – na sprzedaży energii wytworzonej z odzyskanego biogazu.

Z kolei powstający poferment można zamienić w nawóz i sprzedać okolicznym rolnikom (i cena może być nawet bardzo wysoka, dając nie tylko przychód, ale i zysk, o czym pisałem.

To tylko jeden z przykładów, ale pokazuje wyraźnie, że rynek dostrzega, że osad to istotna wartość rynkowa, a nie tylko substancja spisana „na straty”. Nowe technologie, mogą jeszcze bardziej zwiększyć efektywność tych działań i wiele rodzimych firm aktywnie tworzy i sprowadza innowacje w tym zakresie.

Wespół zespół, czy każdy sobie?

Żeby wdrożyć takie czy inne rozwiązania, będą potrzebne inwestycje. Analiza ich opłacalności szybko pokaże, że nie wszystkie oczyszczalnie powinny „w to wchodzić”. Tak np. jest w przypadku tych najmniejszych oczyszczalni, gdzie trudno jest zamortyzować inwestycje ze względu na małą przepustowość i tym samym przychody.

Oczyszczalnia nie może przecież arbitralnie zwiększyć liczby mieszkańców, których obsługuje… więc co wtedy? Specjaliści podkreślają, że rozwiązaniem może być współpraca małych oczyszczalni z dużymi – małe oczyszczalnie przekazują swoje odpady do dużej oczyszczalni, a ta organizuje wtedy rozwiązania dla jeszcze większej skali, które po prostu lepiej amortyzują koszty.

Czy to możliwe? Np. Tarnowskie Wodociągi Sp. z o.o. pokazują, że tak. Od lat współpracują w ten sposób z mniejszymi oczyszczalniami. Ba! Są i takie przypadki, że mniejsze oczyszczalnie w ogóle wyłączono z użytku, a ich ścieki przekazano bezpośrednio do Tarnowa, bo tak było po prostu taniej dla wszystkich.

Gdyby ten sukces powtórzyć w całym kraju, to mielibyśmy tylko kilkadziesiąt dużych zakładów przetwórczych, stabilne ceny i mniejsze wydatki na kontrolę systemu, na który teraz składają się przecież tysiące oczyszczalni, gdzie każda musi organizować (i inwestować!) swoją gospodarkę osadową samodzielnie.

Wróćmy na koniec do początku

To jak w końcu powinniśmy organizować gospodarkę osadową? Czasami nie mogę oprzeć się wrażeniu, że może najlepszym rozwiązaniem byłoby „przestańmy do cholery cokolwiek zmieniać i dajmy wreszcie systemowi okrzepnąć!”.

Skoro oczyszczalnie działają (i to coraz lepiej!) mimo huśtawek prawnych, to może już pora, żeby dostrzec, że zdały egzamin praktyczny z ochrony środowiska i teraz potrzebują stabilizacji, a nie ciągłego udowadniania im, że czegoś im brakuje?

Przecież część oczyszczalni może śmiało wytwarzać osady o jakości porównywalnej z nawozami organicznymi – te niech zwiększają swoje kompetencje w rolniczym wykorzystaniu lub zamianie na środki nawozowe. Inne oczyszczalnie, działające w oparciu o ciężkie, przemysłowe ścieki mogą śmiało poszukiwać rozwiązań, jak spalanie osadów i zapraszać ekspertów do tego, by pomogli zoptymalizować proces i obniżyć koszty… I może nawet wygenerować zyski!

Gdy system przestanie się zmieniać co chwilę, to łatwiej będzie też o analizę, czy oczyszczalnie powinny działać same, czy organizować się w naturalnie tworzące się okręgi, które lepiej dzielą się kosztami i dbają o wspólny rozwój.

Czy myślisz, że jesteśmy gotowi na oddanie steru specjalistom i zaufanie im? A może raczej powinniśmy dalej poszukiwać modelu jakiegoś centralnego sterowania? Czy mamy jakieś idealne rozwiązanie?

inż. Jan Kolbusz – Główny Technolog, Szef Sprzedaży Mikrobiotech, Członek Rady Naukowej Instytutu Technologii Mikrobiologicznych w Turku. Inżynier środowiska, specjalizuje się w innowacyjnych metodach przetwarzania odpadów o charakterze biodegradowalnym, zwolennik gospodarki bezodpadowej i biologicznych metod przetwarzania odpadów.

Ukończył inżynierię środowiska na SGGW w Warszawie oraz studia magisterskie (Master of Science) na University of Missouri, Columbia.

W Mikrobiotech przygotowuje audyt dla klienta wraz z propozycją rozwiązań. Nadzoruje proces wprowadzania technologicznych rozwiązań optymalizujących zarządzanie odpadami. Pomaga także organizować dystrybucję produktu do odbiorców.

Fundusze RP EU
© mikrobiotech.pl 2024 Realizacja: Damtox.pl
Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Szczegóły znajdują się w polityce prywatności. Rozumiem i akceptuję