O co chodzi z mechaniczno-biologicznym przetwarzaniem odpadów?

Dyskusja, którą rozkręcił prezes Portu Czystej Energii, wchodząc w polemikę z Ministerstwem Klimatu i Środowiska, jest ważna, bo docelowo dotyczy naszych portfeli… Rozbija się o to, kto i jak powinien mieszać w odpadach. Dosłownie. Przy okazji dyskusja ta pokazuje, że dialog branża–ustawodawstwo musi być normalnym elementem tworzenia prawa. Źle się dzieje, jeśli rzeczy fruwają w modelu „uchwalimy dziś, a jutro się najwyżej zmieni”.

Żeby było jasne, zakładam, że intencje ministerstwa były dobre – chodzi o uporządkowanie śmierdzącego problemu odpadów komunalnych. Tylko czy te intencje przełożą się na sensowne działania?

Od czego się zaczęło

Całkiem niedawno, bo jeszcze na początku XXI realizowaliśmy gospodarkę odpadową w modelu: „wywozimy na górkę śmieci, zapominamy”. I to całkiem legalnie. Przecież jeszcze do niedawna wiele gmin miało własne składowiska, na które po prostu zwoziło się wszystko, jak leci. Potem przyszły „czasy Unii” i model gospodarki się zmienił, a odpady coraz trudniej po „prostu wyrzucić wysypisko”.

Obecnie nasza gospodarka odpadami komunalnymi funkcjonuje w modelu tzw. MBP – mechaniczno-biologicznego przetwarzania. I zdaniem ministerstwa potrzebne jest rozporządzenie narzucające ramy prowadzenia MBP. Co ciekawe, rozporządzenie weszło w życie „przed chwilą”, choć same MBP-y działają od dawna.

Era mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów

Po co w ogóle MBP w gospodarowaniu odpadami komunalnymi? Odpady z naszych domów, jeśli po prostu wyrzucimy je na hałdę, stają się bardzo szkodliwe dla środowiska. Przecież znajduje się w nich sporo materii organicznej (skórki od banana, niedojadki, pieluchy i inne takie)… a ta szybko zaczyna wydzielać nie tylko przykre zapachy, ale i np. metan (Rys. 1). Ten ostatni to z kolei ważny gaz cieplarniany. Choć metan nie ma zapachu, to raczej nie przyczynia się do niczego dobrego w środowisku.

Rysunek 1. Jeśli odpad komunalny po prostu wyrzuci się, natychmiast pojawiają się uciążliwości. Dlatego składowanie odpadów wymaga odpowiednich działań i nakładów.

 

I dlatego stosuje się MBP – odpady najpierw poddaje się przetworzeniu mechanicznemu (wysortowanie wartościowych substancji, odsiewanie grubszych frakcji), a pozostałą frakcję kompostuje się… ale nie po to, żeby kompost ten wywieźć na pole (jest tu zbyt wiele zanieczyszczeń).

Celem jest tu wytworzenie stabilizatu, jaki można składować na składowisku (stabilizat – materia organiczna ustabilizowana w procesie biologicznym). Ponieważ w procesie kompostowania stabilizatu mikroorganizmy przetwarzają („trawią”) materię organiczną, to na koniec zostaje mniej ładunku, jaki mógłby generować emisje na składowisku.

To trochę tak, jak z przygotowywaniem domku letniskowego na zimę – nie zostawia się tam wartościowych rzeczy, żeby nie przyciągały „zbieraczy”. Czasem wartość skradzionego przedmiotu jest niewielka w porównaniu z kosztami naprawy wyłamanego zamka czy rozbitej szyby. Z odpadami organicznymi jest podobnie – im bardziej się je „zuboży” przed składowaniem, tym lepiej (Rys. 2). I dzięki temu właśnie łatwo uzasadnić konieczność zastosowania MBP.

blank

Rysunek 2. Odpad komunalny po mechaniczno-biologicznym przetworzeniu można składować przy znacznie zmniejszonych uciążliwościach.

Branża korzysta z MBP, ale dostrzega, że można lepiej

Ale czy MBP to najlepsze, na co nas stać? Wiele osób z branży dostrzega, że to słaby model – wykorzystuje sporo energii po to, żeby przekompostować odpad, który i tak trafi na składowisko.

Nawet z punktu widzenia emisji CO2 jest to mało wybitny sposób – kompostowanie też emituje CO2, którego ekolodzy tak bardzo nie chcieliby pakować do atmosfery. Dlatego branża od dawna wskazuje, że opisywana tu frakcja odpadów powinna trafiać do termicznego przetwarzania, a nie kompostowania… jakie i tak prowadzi na składowisko.

Skoro odpady i tak emitują CO2, to niech przy okazji jeszcze dadzą użyteczne ciepło lub prąd. Dodatkowa korzyść: spalanie zamiast MBP znacznie zmniejsza ilość odpadów po procesie.

W przypadku przetwarzania biologicznego nadal zostaje ok. 50% masy przekompostowanych odpadów, jakie trzeba wywieźć na składowisko. Z kolei popioły to tylko kilka procent. Z dużej górki, robi się mała górka.

Dlatego właśnie liczne grono praktyków przypomina, że potrzebne są spalarnie odpadów. Nie po to, żeby palić wartościowymi surowcami wtórnymi, a żeby ograniczyć wożenie „syfu na górkę”. Skoro zakład przetwarzania odpadów dostaje towar, z którym i tak nie ma co zrobić, to po co jeszcze dokładać do tego wszystkiego energii, mieszać, napowietrzać, żeby i tak wyrzucić? Brzmi sensownie?

Czy rozporządzenie jest konieczne?

Okazuje się, że ze zmian nici… bo w niedawnym rozporządzeniu ministra środowiska czytamy wyraźnie, że odpady trzeba najpierw biologicznie przetworzyć i nie ma mowy o zastąpieniu MBP tzw. spalaniem (patrz. art. 5.1 rozporządzenia). Przy tej okazji prezes Portu Czystej Energii napisał do ministerstwa, aby rozważyło dokonanie korekt – by umożliwiło termiczne wykorzystanie zamiast obligatoryjnego MBP.

Dlaczego to rozporządzenie jest tak ważne dla Ciebie i dla mnie? Bo w opublikowanej formie utrwala ono kosztotwórcze metody przetwarzania odpadów, za które i tak zapłacimy my – Ty i ja w rachunku za odpady lub w ukrytej dopłacie do lokalnego systemu gospodarki odpadami. Oczywiście ktoś zorientowany antyspalarniowo powie, że to dobry pomysł. Przecież po co emitować tony syfu do atmosfery?

Tak, tylko prowadząc MBP, też emitujemy syf do atmosfery… a wcześniej musimy jeszcze dorzucić miliony monet na rachunek za energię niezbędną do przeprowadzenia całego procesu.

Od dłuższego czasu głowię się nad znalezieniem sensownej odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak bardzo ustawodawca zabiega o model bez spalania odpadów. Przecież model europejskiej gospodarki odpadowej od dawna opiera się na spalarniach.

Jak jest za miedzą?

Dla przykładu: w Niemczech działa ponad 150 spalarni. Inny przykład to Szwecja, która wręcz importuje odpady z całej Europy, a Szwedzi zbudowali na tym istotny przychód. Nie jest też tak, że model „bez spalarni” oznacza jakieś wybitne oszczędności w emisjach CO2, w ogóle…

Nie wiem, jaka jest najwłaściwsza odpowiedź, ale myślę, że akurat w tej sprawie warto posłuchać branży. Wybiegam pewnie trochę marzeniami w przyszłość, ale fajnie byłoby pożyć w ustroju, gdzie prawo częściej tworzy się w dialogu ustawodawca-branża – coś w stylu: „jakie prawo jest potrzebne, żebyście mogli dobrze robić to, co robicie?”. Dobrze, że ten dialog trwa teraz, tylko szkoda, że po fakcie.

inż. Jan Kolbusz – Główny Technolog, Szef Sprzedaży Mikrobiotech, Członek Rady Naukowej Instytutu Technologii Mikrobiologicznych w Turku. Inżynier środowiska, specjalizuje się w innowacyjnych metodach przetwarzania odpadów o charakterze biodegradowalnym, zwolennik gospodarki bezodpadowej i biologicznych metod przetwarzania odpadów.

Ukończył inżynierię środowiska na SGGW w Warszawie oraz studia magisterskie (Master of Science) na University of Missouri, Columbia.

W Mikrobiotech przygotowuje audyt dla klienta wraz z propozycją rozwiązań. Nadzoruje proces wprowadzania technologicznych rozwiązań optymalizujących zarządzanie odpadami. Pomaga także organizować dystrybucję produktu do odbiorców.

Fundusze RP EU
© mikrobiotech.pl 2024 Realizacja: Damtox.pl
Strona wykorzystuje pliki cookies w celu prawidłowego jej działania oraz korzystania z narzędzi analitycznych, reklamowych i społecznościowych. Szczegóły znajdują się w polityce prywatności. Rozumiem i akceptuję